Opis:

Małżeństwo Moniki i Macieja przechodzi głęboki kryzys.
Oboje łudzą się, że tajemniczy prezent: urlop w leśnym pensjonacie, z dala od ludzi i cywilizacji, może jeszcze wszystko uratować. Początkowo ulegają romantycznym chwilom, jednak nagły wyjazd Macieja budzi demony przeszłości. Łukasz, przystojny syn właściciela, do złudzenia przypomina Monice jej byłego narzeczonego. Czy to tylko przypadkowe podobieństwo?
Wyjazd, który miał ratować związek, okazuje się początkiem trudnych do wyjaśnienia i niepokojących zdarzeń. Nic nie jest oczywiste, bohaterowie głęboko skrywają tajemnice, a na światło dzienne wypływają przerażające wspomnienia o krwawych zbrodniach sprzed lat.
Kim tak naprawdę jest Łukasz? Czy małżeństwo Moniki i Maćka przetrwa próbę sił? I jaką rolę pełni dziewczynka ze starej wyblakłej fotografii?

Moja opinia: 

Mistrzowskie połączenie thrillera i powieści obyczajowej... Cóż, kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki tę książkę i przeczytałam opis, stwierdziłam, że coś tu musi być nie tak. Dwóch autorów specjalizujących się w odmiennych kategoriach połączyło siły, by stworzyć... No właśnie. Tego byłam ciekawa i dlatego z chęcią przyjęłam niespodziewany podarunek od siostry, która dostała Cymanowski młyn od swojej wychowawczyni za dobre wyniki w nauce. Tak się składa, że mnie i ją uczyła ta sama polonistka i muszę przyznać, że spodziewałam się po niej lepszego gustu literackiego... Ale po kolei. 

Jak wiecie, lub nie, jestem mocno uprzedzona do obyczajówek, które wyszły spod pióra polskich pisarek (czy tam pisarzy), ale staram się dać każdej książce szansę, bo wierzę, że znajdę w niej coś, co w jakiś sposób pozwoli mi wspominać ją ciepło. Książki pani Witkiewicz zrobiły na mnie niegdyś spore wrażenie, jednak to zauroczenie szybko minęło. Po przeczytaniu Cymanowskiego młyna zdałam sobie sprawę, że ten ogień już nigdy nie zapłonie. Bardzo, ale to bardzo szybko znudziłam się tą powieścią. Miałam to szczęście, że dosyć sprawnie się czytało, przez co właściwie przelatywałam wzrokiem po stronie doczytując tylko część tekstu, bo i tak wiedziałam, lub domyślałam się (trafnie), co jest napisane. Moją antypatię wzbudzała przewidywalność losów bohaterów, przynajmniej w pierwszej połowie książki. Potem przez chwilkę zrobiło się ciekawie, ale tylko przez chwilkę - bo przypomniałam sobie, że ów utwór pisały dwie osoby i przyszła właśnie pora na ten thriller... Taak. Uwierzcie mi, trochę się go naszukałam. Ale znalazłam tylko jakiś źle uformowany wątek nadprzyrodzony, coś jak... opętanie? Wcielenie udręczonej duszy człowieka, który zmarł tragicznie i ma zamiar mścić się (na nie wiadomo w sumie kim)? Nie wiem, jak to nazwać. W każdym razie wątek "paranormalny" wyszedł wręcz groteskowy. Żeby tego było mało, w fabule ni stąd ni zowąd pojawiały się osoby, które jeszcze bardziej ją gmatwały, przedstawiały historię w tak odjechany sposób, że trudno było się w tym połapać. Aż jestem ciekawa, czy sami autorzy byli w stanie to zrobić, bo ja odniosłam wrażenie, że nawet jeśli - to przymknęli na to oko. 

Kreacje bohaterów również pozostawiały wiele do życzenia, może poza jedną - postacią Jerzego Zawiślaka, który okazał się niezłym ziółkiem. To jedyna rzecz, która mnie jakoś pozytywnie zaskoczyła. O reszcie postaci można zapomnieć. 

Niewątpliwym plusem powieści jest jej klimat; moje ukochane Kaszuby, lasy, jeziora i prawdziwa głusza. Tylko to tak naprawdę mi się podobało i tylko dlatego zdecydowałam się dokończyć lekturę. Akcja rozkręciła się mniej więcej na ostatnich stu, może pięćdziesięciu stronach, tak jakby autor, sam już znudzony tym, co pisze, postanowił ją zakończyć i wyjaśnić "niewyjaśnione". Naprawdę absurdalny groch z kapustą... 

Jest takie słuszne powiedzonko: Mówiły jaskółki, że niedobre są spółki. Jest w tym ogrom racji. Żadnemu z tych autorów nie wyszła ona na dobre, ponieważ stworzyli coś obrzydliwie przeciętnego. O wiele lepiej by było, gdyby powieść obyczajowa została powieścią obyczajową, a thriller thrillerem. To połączenie mogłoby być znakomite, gdyby wzięła się za to odpowiednia dusza, o niebanalnym piórze, znajomości zjawisk paranormalnych i umiejętności kreowania świata literackiego, który wciąga i zaskakuje. Tutaj tego po prostu zabrakło. Jest tylko rozczarowanie. O sięgnięciu po kolejną część nawet nie myślę.

5/10

Tytuł: Cymanowski młyn
Autorzy: Magdalena Witkiewicz, Stefan Darda
Seria: Cymanowski młyn (tom I)
Wydawnictwo: Filia
rok wydania polskiego: 2019
okładka: miękka
liczba stron: 420

2 komentarze:

  1. Słyszałam o tej książce, jednak nie jest ona w moich najbliższych czytelniczych planach :)

    OdpowiedzUsuń