(...) Trwają aresztowania, zaczynają się masowe deportacje... Wszelkie próby oporu są brutalnie pacyfikowane. Udręczeni i prześladowani mieszkańcy próbują jednak normalnie żyć. Wtedy pojawia się dwóch niezłomnych – Karol doświadczony oficer przedwojennej "dwójki", dla którego nie ma rzeczy niemożliwych i jego młodszy kolega z lat szkolnych Rafał – inteligent, syn lwowskiego adwokata, a obecnie pracownik firmy zajmującej się parcelacją „pańskiej” ziemi pod przyszłe kołchozy. Spoufaleni z lwowskimi batiarami, zaangażowani w skomplikowane romanse, żyją szybko i niebezpiecznie, każdego dnia stawiają czoła Sowietom, rozpracowując równocześnie złowrogie plany ukraińskich nacjonalistów...
           Wydawnictwo Libra 

Prawda, że opis tej książki jest intrygujący? Zwłaszcza dla osób, które tak jak ja, pochodzą z miejscowości położonych przy polsko - ukraińskiej granicy i którym nie jest obca historia Lwowa oraz losy tego miasta podczas II wojny światowej. 
Lwowskie losy jest również skarbnicą prawie niespotykanego już prawdziwego bałaku lwowskiego. To bardzo trudny i specyficzny dialekt (mogę pochwalić się tym, że jest on obecny u mnie w domu i czasem mówię po polsku - ale z lwowskim akcentem ;). Uzupełnienie wiedzy na jego temat było ciekawym doświadczeniem.

...

I właściwie w tym miejscu skończyły się moje pozytywne odczucia na temat tej książki. 

Nie sądziłam, że nadejdzie taki dzień, kiedy czytanie będzie przyprawiać mnie o płacz. Poziom irytacji osiągał apogeum już w momencie, gdy siadałam z herbatą i brałam ją do ręki... Jestem z tych czytelników, którzy zawsze starają się dać książce szansę i poznać ją od początku do końca. Zakładam, że nawet w tej najgorszej powinny znajdować się jakieś pozytywy. W tej... Cóż... Poza tym jednym wymienionym wyżej, nie znalazłam nic. NIC!
I nie przeczytałam jej do końca. Porzuciłam ją po jakichś dwustu stronach. Naprawdę. I szczerze mówiąc, nie jestem ciekawa zakończenia. 

Nie było w tej książce niczego, co grałoby właściwie. Odnosiło się takie wrażenie, jakby pisał to jakiś nawiedzony, lubujący się w wulgaryzmach grafoman na kolanie za pięć dwunasta. Język i styl... TRAGICZNE. Nie mam zielonego pojęcia, co autor chciał osiągnąć poprzez zastosowanie takiego zabiegu, ale było to wysoce niezjadliwe. Dialogi wzięte dosłownie z czarnej dziury, bez ładu i składu; trudno się zorientować, kto z kim rozmawia i ilu bohaterów uczestniczy w tej wymianie zdań. Nie raz nie dwa prychałam i kręciłam głową, a tego, jak wiele razy chciałam cisnąć ten twór przez okno, utopić we wrzącym oleju czy spalić w piecu - nie wspomnę. O bohaterach nie ma co mówić; byli tak nijacy, że aż nie zasługują na wzmiankę w tej recenzji.

Tak naprawdę, to śledzenie fabuły zarzuciłam po setnej stronie. Potem już tylko przesuwałam wzrokiem po słowach, do głowy trafiało może co czwarte, piąte słowo. To wyglądało tak, jakby rodzice wmuszali w małego niejadka gotowane warzywa - a im bardziej naciskali, tym żołądek biedaka bardziej się buntował. Ze mną właśnie tak było, tylko, że to uczucie buntu rozchodziło się po całym ciele. Aż mnie bolało, kiedy brałam ją do ręki. 
Na szczęście powiedziałam sobie dość i schowałam ją na dnie wielkiego pudła. Może do czegoś kiedyś mi się przyda. 

Nie polecam tej książki. Chyba, że chcecie poznać wyjątkowy lwowski bałak - dla niego można przymknąć oko na pewne rzeczy i spróbować go zrozumieć. 

Dziwię się temu wydawnictwu, że wypuścili w świat takiego gniota...

2,7/10 

Tytuł: Lwowskie losy. Tańce ze śmiercią
Autor: Jan Bil
Cykl: Lwowskie losy
Wydawnictwo: Libra
rok wydania: 2018
okładka: miękka
liczba stron: 344

 

Brak komentarzy: