Jam jest Dina, zabijam tych, których kocham
Śmierć. To ona towarzyszy bohaterce od zawsze. Wszędzie. Przenika ją na wskroś jak duchy jej ukochanych zmarłych.
Jako mała dziewczynka, Dina przypadkowo doprowadza do śmierci swojej matki. Piętno tego wydarzenia przemienia ją w dziką, nieokiełznaną istotę. Ma niezwykły talent do rachunków i muzyki. Te dwie rzeczy są jedynymi, które potrafiły zidentyfikować Dinę jako człowieka. Kobietę. W wieku szesnastu lat wychodzi za mąż za poważanego i szanowanego człowieka, Jakuba Grønelv, pana w Reinsnes. Rozczarowanie małżeństwem dla ich obojga przychodzi bardzo szybko. Wkrótce dochodzi do kolejnej tragedii...

Doczekałam się! Od 2014 roku, odkąd na polski rynek wydawniczy weszło drugie wydanie tej powieści, Księga Diny znajdowała się na wysokim miejscu na mojej liście czytelniczej. Jestem zafascynowana literaturą skandynawską, zwłaszcza norweską, na której nigdy (to rzadkość w moim przypadku) się nie zawiodłam. Tym razem również spodziewałam się prawdziwej literackiej uczty. Ciągle jednak zwlekałam z lekturą, bo najzwyczajniej w świecie musiałam do niej dorosnąć. Odkładanie jej w czasie - jak się okazało - wyszło mi na dobre. To wyjątkowa pozycja. Wyjątkowa historia. Wyjątkowy, poetycki język, specyficzny, ziejący północnym chłodem, surowy, absolutnie doskonały. Wyjątkowa bohaterka, której próżno szukać w dzisiejszych popularnych powieściach.

Dina żyjąca na pograniczu dwóch światów, widząca duchy zmarłych, kierująca się pierwotnymi instynktami, nieuznająca żadnych reguł i zasad. Jeździ konno jak mężczyzna, pali cygaro i fajkę, pije wino przy świetle księżyca, poluje, prowadzi poważne interesy. Jest namiętna, bezwstydna, rozpalająca zmysły każdego, który choć przez chwilę przebywał w jej towarzystwie. Nosząca w sobie duchy wszystkich tych, których kochała i których dosięgła śmierć. Jako dziecko nie została nauczona miłości i nigdy nie umiała jej okazywać. Fascynowało ją zjawisko przemijania. Można by rzec, że uwielbiała unicestwiać.
Przeczytałam wiele różnych powieści, w których głównymi bohaterkami były silne, władcze kobiety. Ale żadna z nich nie była tak wyrazista, tak barwna jak Dina Grønelv. Z żadną też nie zżyłam się tak mocno jak z nią. Dosłownie weszłam w skórę bohaterki; czytając przeżywałam jej rozpacz po śmierci Lorcha, zakochiwałam się w Rosjaninie, prowadziłam gierki, grałam na wiolonczeli i paliłam cygaro. Czułam na sobie przenikliwy chłód północnych wiatrów, zapach morskiej wody i ruch końskich łopatek, gdy wyruszałam wraz z nią na przejażdżkę. Mimo, iż jest czarnym charakterem, nie można jej nie polubić. A nawet pokochać.

 - Przecież ciebie nie ma!
- Zawsze jestem przy tobie. Nie rozumiesz? Jestem z tobą. Ale nie możesz ogrodzić moich ścieżek. Nie możesz być moim płotem. Z tego rodzi się tylko nienawiść.
- Nienawiść?
- Tak! Nie wolno zamykać ludzi. Wtedy stają się niebezpieczni.


Czy Księga Diny ma jakieś słabe strony? Ja ich nie znalazłam. Słusznie nazwana jest arcydziełem literatury i podpisuję się pod tym stwierdzeniem obiema rękami.
Siała prawdziwy zamęt, targała mną, wyciskała łzy, wzbudzała pożądanie, radość i wściekłość. Przeżyłam prawdziwą miłość, dzięki czemu jest książką, która pozostanie ze mną na zawsze.

...Żal to obrazy, których nie można zobaczyć,a które mimo wszystko trzeba w sobie nosić.
10/10

Tytuł: Księga Diny
Autor: Herbjørg Wassmo
Cykl: Dina (tom 1)
Seria: Arcydzieła literatury norweskiej
Wydawnictwo: Smak Słowa
rok wydania: 2014
okładka: miękka
liczba stron: 580

1 komentarz: