Jak każda dobra rzeczy szybko się kończy, tak i nasz pobyt w Łazach dobiegł kresu. Już dwa dni przed wyjazdem zaczynam żałować, że to koniec, a w chwili, kiedy mijamy znak graniczny "Łazy" ogarnia mnie totalna pustka. Do zobaczenia za rok! Będą mijać kolejne dni w nadziei, że znów tam zawitamy. Ale nie ma tego złego - wspomnienia są niezacieralne ♥

Również pożegnanie z Łazami nie może obejść się bez rytuału. Ostatniego dnia, całą rodzinką wybieramy się na "pamiątkowe" zakupy, a później, "młodzież", czyli ja z rodzeństwem, biegniemy na pizzę. Sesja zdjęciowa? Obowiązkowa! W tegorocznym wydaniu, wraz z przyjaciółmi z Wrocławia.

Kiedy już dostatecznie pogodzimy się w wyjazdem (a następuje to po jakichś stu kilometrach), wyczekujemy przyjazdu do domu, po drodze mijając krajobrazy z niemal całego przekroju Polski. Ostatecznym i największym apogeum szczęścia jest zaczerpnięcie  prawdziwego, przemyskiego powietrza ;)



















PS: A propos - wiecie, jakie są najpiękniejsze pamiątki dla książkoholików? Zgadliście! :D


Brak komentarzy: