Wycieczkę tę zaplanowałam już 29 czerwca 2018, kiedy kupiłam bilet na wymarzony koncert mojego Idola, norweskiego producenta muzycznego Alana Walkera. Czekałam na ten wyjazd długich pięć miesięcy. Planowałam, rezerwowałam pokój w hotelu, kupiłam bilety na pociąg, spakowałam walizkę. Aż na cztery dni przed samym koncertem dowiedzieliśmy się, że impreza zostaje odwołana. Przeniesiona na inny termin, tak dokładniej mówiąc. Nie miało to dla mnie już żadnego znaczenia; byłam naprawdę zrezygnowana i zawiedziona, nie wspominając o rozpaczy. 
Cóż, bilet na koncert został, wciąż jest aktualny, walizkę łatwo mogłam rozpakować z powrotem. Ale co z urlopem i rezerwacjami w hotelu? Było już za późno na jakiekolwiek rezygnacje. Zdecydowałam, że jadę. Jadę, mimo braku najważniejszej atrakcji tej wycieczki. 
Byłam mega spanikowana, kiedy wsiadałam do pociągu w Przemyślu. Moja pierwsza tak daleka, długa i zupełnie samodzielna podróż po Polsce. Na szczęście udało się, po ciężkiej (dla mojego kręgosłupa), dziesięciogodzinnej jeździe pociągiem wysiadłam na przedziwnej stacji w Poznaniu. 
Zabrałam ze sobą moje najnowsze cacko, Canon EOS 4000D - skoro nie udał mi się koncert, muszą udać mi się pierwsze lekcje fotografii. 
Nie wiem, czy mi się udało - w każdym razie przez jeden pełny dzień w Poznaniu zrobiłam mnóstwo zdjęć. Wybrałam dla Was kilka z nich. Oto one: 













Brak komentarzy: