Lucy i Gabe poznali się w najtragiczniejszym dniu dla Nowego Jorku - 11 września 2001 roku. Patrząc na obracające się w ruiny wieże World Trade Center zdali sobie sprawę, jak szybko potrafi przeminąć ludzkie życie i jak bardzo jest ono kruche.
Połączyło ich uczucie. Uczucie silne i nierozerwalne, zbudowane na fundamencie bólu i tragedii, jakimi naznaczony był dzień ich spotkania. Miłość ta potrafiła przetrwać nawet długą i bolesną rozłąkę zakochanych - po kilku miesiącach związku Gabe decyduje się na przyjęcie posady reportera i przeprowadzkę na pogrążony w wojnie Bliski Wschód. Lucy zaś powoli wraca do siebie i wiary w miłość dzięki Darrenowi, za którego wychodzi za mąż i zakłada rodzinę. Mimo iż bardzo kocha swojego męża, w jej sercu ciągle jest miejsce dla dawnej miłości. Wciąż tlące się uczucie do Gabe'a popycha ją do podjęcia kroku, który zupełnie zmieni jej późniejsze życie.

Światło, które utraciliśmy znałam jedynie z Instagrama. Dosyć często pojawiała się na zdjęciach innych bookstagramów, co skłoniło mnie do zapoznania się z jej opisem. Był intrygujący, jak sam tytuł, który mocno zapadł mi w pamięć. Skusiłam się na jej zakup. Czy żałuję?

Szczerze? Kiedy ją skończyłam, zaczęłam się zastanawiać - dlaczego tak późno się za nią zabrałam!? Już dawno powinna być na mojej półce, w sektorze "kocham aż do śmierci, zazdroszczę takiego talentu, chcę tak pisać jak Ona". To jest jedna z tych książek, które potrafią czarować już od pierwszego zdania Prologu. Polecam przeczytać go kilka razy - wtedy zrozumiecie, o czym jest ta powieść.
Narratorką jest tutaj Lucy - to z jej perspektywy poznajemy historię, jesteśmy świadkami jej szczęścia i cierpienia. To jej oczami widzimy miłość do Gabe'a oraz ruiny WTC i ich związku. Poznajemy jej serce, pełne bólu, rozterek, ale też miłości - tej silnej i rozsądnej miłości do Darrena i tej dawnej, wciąż żywej do Gabe'a. Jej serce jest naprawdę silne, bo potrafi udźwignąć potężny ciężar dwóch silnych uczuć. Jest ono jednak rozdarte; Lucy doskonale wie, że powinna porzucić myśli o dawnym ukochanym. Ale czy w obliczu tak potężnego uczucia jak miłość, rozsądek jest w stanie zwyciężyć z sercem?

Oryginalne i ciekawe jest również tło dla tej miłosnej historii - jej rozpoczęcie w dniu wielkiej tragedii wielu ludzi. Tak jakby miłość była w stanie przezwyciężyć nawet śmierć. I właśnie o tym w głównej mierze jest ta książka - o miłości tak potężnej, że nie była w stanie ulec niczemu.

Nie mam autorce do zarzucenia nic pod względem stylu, pomysłu na fabułę czy kreacji bohaterów. To jest po prostu talent i klasa. Jedyne, o co mogę mieć pretensje, to zakończenie - bo kiedy przez całą książkę żyłam nadzieją na ich wspólne życie i kibicowałam im z całych sił, moje serce rozdarł koniec tej historii. Cóż, nie można mieć wszystkiego...

Światło, które utraciliśmy to ważna lekcja. Uczy miłości i podążania za głosem serca. Opowiada o sile naszych marzeń i cenie, jaką jesteśmy gotowi zapłacić za ich spełnienie. Pokazuje, że nie ma nic potężniejszego niż uczucie. Polecam z całego serca.


9/10 


Tytuł: Światło, które utraciliśmy
Autor: Jill Santopolo
Wydawnictwo: Otwarte
rok wydania: 2017 
okładka: miękka
liczba stron: 304

2 komentarze:

  1. Bardzo mnie zachęciłaś do tej pozycji :) Ja też od dawna planuję ją przeczytać, a po Twoich słowach mam na to jeszcze większą ochotę :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się z tego cieszę! 😃 Naprawdę warto! ❤️

    OdpowiedzUsuń