Matt i Elle znali się od dziecka. Można by powiedzieć, że wspólne życie było ich przeznaczeniem. Po uczuciowych wzlotach i upadkach, pobrali się w wieku trzydziestu lat. Mieli wszystko; wspaniałą pracę, dom, miłość i siebie. Do pełnego szczęścia brakowało im jednak dziecka.
Pewnego dnia Elle ulega poważnemu wypadkowi, przez co zapada w stan śmierci mózgowej. Matt, choć jest tym zupełnie zdruzgotany, wie, że jego żona, która była świadkiem bolesnego umierania swojej matki, nie chce być sztucznie podtrzymywana przy życiu. Jest już bliski pogodzenia się z jej odejściem, gdy okazuje się, ze Elle jest w ciąży. Matt rozpoczyna długą, żmudną i pełną cierpienia walkę o żonę i dziecko. Walkę, która podzieli jego rodzinę, mając swój ostateczni finał w sądzie.

Po raz kolejny muszę przyznać się do tego, że kupiłam książkę pod wpływem impulsu. Tym razem zadecydował tytuł. Tytuł, który niósł za sobą nie tylko intrygującą treść, ale również obietnicę - czegoś nie z tej ziemi. Cóż - wiele razy miałam wrażenie, że ta książka jest właśnie nie z tej ziemi.

Akcja rozkręca się praktycznie od pierwszych stron - znajdujemy się w szpitalu, gdzie pracuje Matt, a na oddział ratunkowy trafia jego żona. Wypadek. Poważny uraz mózgu. Złe rokowania. Natychmiastowa operacja. To wszystko nakręciło mnie do tego stopnia, że przestałam patrzeć na mijające przeczytane strony. Nie interesowały mnie kolejne numery - po prostu brnęłam dalej. I jak to mówią - im dalej w las, tym więcej drzew. W tym przypadku - więcej ciekawszych i ciekawszych faktów, wspomnień, aspektów medycznych i kolejnych kroków w walce o życie Elle. Ale to niemożliwe - Elle odeszła. Śmierć mózgowa jest tym wyrokiem, który popycha Matta do podjęcia bardzo trudnej decyzji. Czy może być ona jeszcze trudniejsza? Tak - świadomość, że Elle nie życzyłaby sobie takiego życia i dziecko, które się w jej rozwija.
W pewnym momencie sama nie wiedziałam, co jest gorsze i po czyjej stronie mogłabym stanąć; po stronie Matta, który kochał żonę i walczy o dziecko, czy po stronie Linney, jego matki, chcącej wypełnić wolę Elle i nie pozwolić na jej cierpienie. Im więcej czytałam, tym byłam bardziej skołowana, ale w końcu stanęłam po stronie bohatera - tak, ja też w takiej sytuacji zrobiłabym dokładnie to, co chciała zrobić Elle. Bez względu na cenę, jaką musiałabym zapłacić.
Emocjonalny rollercoaster podczas lektury to mało powiedziane. Z przerażeniem czekałam na kolejne rozprawy, na kolejne desperackie kroki Matta i poświęcenie, na jakie był gotów. Podziwiałam jego nierozerwalną więź i potężną miłość do żony. Jego upór i dążenie do tego, by wola Elle została spełniona. By jej marzenia o dziecku ziściły się. Byłam i jestem tym głęboko poruszona - choć wiem, że to tylko fikcja.
Moment zwrotny i krytyczny - ogłoszenie wyroku - dosłownie doprowadził mnie do słabości. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się zesłabnąć podczas czytania. A tym razem tak było; pociemniało mi w oczach. Tych wydarzeń nie da się nie przeżywać wraz z bohaterami. Tą książką dosłownie się żyje.
Ostatnie strony były przeze mnie opłakiwane, aż bałam się, że łzami i smarkami zabrudzę kartki. Po jej zakończeniu, zamknęłam książkę i... przytuliłam ją do siebie. To było najlepsze wyrażenie słowa "Dziękuję", na jakie było mnie stać.

Obietnica gwiezdnego pyłu - uwaga, to jest debiut (!!!) napisana jest w tak fantastyczny sposób, że nie było nawet chwili, bym w jakikolwiek sposób była nią znudzona. Absolutnie! To słowo nawet nie potrafi przejść mi przez gardło, kiedy myślę o tej książce. Wszystkie wydarzenia i sytuacje były przedstawione w tak realny sposób, iż niemal dało się wyczuć niemoc i rozdzierający ból bohatera. Brałam również udział w tym bólu i jestem za to bardzo wdzięczna.

Jestem tą książką dosłownie oczarowana i żałuję, że tak późno ją odkryłam. Zasługuje na wielkie uznanie, a Autorce - składam głęboki pokłon za niesamowity talent.

Polecam, polecam, polecam!

10/10

Tytuł: Obietnica gwiezdnego pyłu
Autor: Priscille Sibley
Wydawnictwo: Świat Książki
rok wydania: 2013
okładka: miękka
liczba stron: 416 

Brak komentarzy: