Opis:
Julie ma dwadzieścia lat i samotnie wychowuje dziecko. Pracuje w supermarkecie, choć miała studiować biologię. Paul dobiega sześćdziesiątki, jest zamożnym człowiekiem, ale owdowiał. Pewnego dnia robi zakupy w sklepie Julie... Tak, tego dnia wszystko się zmieni, ale zupełnie nie tak, jak myślisz.
Arabskie przysłowie mówi: "Nie opuszczaj rąk, bo możesz to zrobić na dwie sekundy przed cudem". dwie sekundy wystarczą, by odmienić życie Julie, pewnej kasjerki z supermarketu, i Twoje.
Lubimy czytać 

Moja opinia: 

Siedzę właśnie przy mojej popołudniowej kawie, słuchając albumu Red Taylor Swift. I zastanawiam się, jak i kiedy zdecydowałam się na kupno książki Dwie sekundy przed cudem
Nie pamiętam już, czy po prostu zwróciłam na nią uwagę podczas wyprzedaży książkowej na jednej z facebookowych grup czy była to jedna z tych pozycji, które widniały na mojej liście "must have". 
Może i nie jest to dla Was znaczące, ale dla mnie wręcz przeciwnie - różnie podchodzę do książek, które chciałam koniecznie przeczytać i różnie do tych, które trafiły do mojej biblioteczki przez bliżej nieokreślony przypadek. 

Do tych, których nie planowałam zakupić, mam duży dystans. Nie wiem, czego się po nich spodziewać, nie wiem, czy okażą się prawdziwą perełką, czy zupełnie zmarnowaną kwotą pieniędzy. 
W tym przypadku... No właśnie - zapraszam na bliższe konkrety. 

Moje nastawienie do Dwie sekundy przed cudem wyrobiło się właściwie od pierwszych dwóch, trzech do pięciu stron (!). I było ono negatywne. Natychmiast okazało się, że jest to kolejna obyczajówka, jakich zjadłam już dziesiątki. Niczym nie porywająca, z błyskawicznie pędzącą akcją (zupełnie jak na zawodach Formuły 1) i jakieś 10 stron później, wiedziałam na czym stoję - i nie był to mój wymarzony grunt. 

Za szybko. Po prostu za szybko. Tylko muśnięte. Choć niektóre zdania i zwroty były poetyckie, takie jak lubię, zostały one jednak spłycone. Nie były integralną częścią całej książki.
Były sobie. I tyle.

Dialogi... Ratunku!! Ile razy wywróciłam oczami z irytacji, nie zliczę. Wymuszone i sztuczne. Walczyłam, by przebiec tylko po nich i nie zagłębiać się za bardzo, bo książka chyba wyfrunęłaby przez okno. 
Męczyłam się z nią... ponad miesiąc. 300 stron lekkiej literatury. To nie świadczy wcale o moim lenistwie (przynajmniej nie w zdecydowanej większości). Nie pociągała mnie ta powieść. Nie byłam w ogóle zaciekawiona dalszymi wydarzeniami, nie pochłonęła mnie w żadnym momencie. Punkt zwrotny fabuły - dość smutny i przygnębiający - przyjęłam z totalną obojętnością, choć nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Ucieszyłam się, kiedy dotarło do mnie, że zbliżam się do końca i poświęciłam niemal cały dzień, by przebrnąć przez te ostatnie 100 stron i zakończyć batalię. 
O zakończeniu nie wspomnę... No cukierkowe, no... Nic specjalnego. 

Dawno też nie spotkałam tak ciekawie (?) skonstruowanych bohaterów. Każdy z nich dźwiga bagaż tragicznych wydarzeń, jednak ja, podczas lektury, niemal w ogóle tego nie odczułam. Nie byłam w stanie wejść w skórę żadnego z nich, nie przeżywałam ich emocji. Nie zostało mi to umożliwione, przez co bardzo szybko o nich zapomnę. Właściwie to od zakończenia książki minęły niemal 24 godziny i już nie ich nie pamiętam :) 

Czy są jednak jakieś dobre strony? Tak. Przysłowie, którego fragment jest tytułem książki. 

 "Nie opuszczaj rąk, bo możesz to zrobić na dwie sekundy przed cudem"

 

Tak się składa, że ostatnie dni były dla mnie bardzo ciężkie. Przeżywałam swoisty koszmar, jednak jest już chyba po wszystkim, choć muszę być czujna. Było mi bardzo ciężko. Traciłam wiarę, że mogę z tego wyjść i gdyby nie moja mama, być może już nie byłoby mnie wśród żywych. Ale jakoś dałam radę. I wtedy natrafiłam na fragment tej książki, który zawierał to przysłowie. Kiedy dotarł do mnie jego sens, zrozumiałam, że nie ma na świecie takiej rzeczy, która zmusiłaby mnie do rezygnacji z życia. Marzeń czy planów. Trzeba trzymać ręce w górze, nawet jeśli mdleją. Nigdy nie wiemy, czy to nie jest właśnie ten moment.

Choć moja recenzja nie wygląda zachęcająco i wiem, że Dwie sekundy przed cudem została bardzo dobrze przyjęta, pamiętajcie dwie rzeczy - dla wybrednego i wytrawnego odbiorcy (jakim jestem ja), którzy nieczęsto się zdarzają, jest ona zwykłą powiastką, dwa - każda, naprawdę każda książka jest warta tego, by wyrobić sobie o niej własną opinię. Chyba, że jest tak tragiczna, że nie da się jej nawet dotykać. Wtedy omijajcie takie pozycje szerokim łukiem.

Liczyłam na coś naprawdę ambitniejszego, jednak trochę się rozczarowałam. Mimo to polecam na wakacyjne dni i nie tylko. Zasługuje na swoją szansę.

6,5/10

Tytuł: Dwie sekundy przed cudem
Autor: Agnès Ledig
Wydawnictwo: Andromenda
rok wydania polskiego: 2017
okładka: miękka
liczba stron: 319

Brak komentarzy: