Trudno znaleźć twardszego faceta niż nieustraszony alpinista i podróżnik Bear Grylls - "Sun"
"Nie znam nikogo, kto by podejmował i pokonywał wyzwania tak jak Bear Grylls" - gen. Charles Guthrie, były dowódca SAS


Niezwykła historia życia najbardziej nieustraszonego człowieka na świecie 


Wszystkie te cytaty jak i nagłówek, zdobią tył okładki tej książki. Sprawiają wrażenie, że opisuje ona historię człowieka o niezłomnym charakterze, sile niemal nadludzkiej, pozbawionego strachu i respektu przed niebezpieczeństwem.
Kiedy sięgnęłam po ową autobiografię, znając Beara z jego programu Szkoła przetrwania, szykowałam się na typowe męskie spojrzenie na historię, surowe opisy, pozbawione jakichś górnolotnych słów czy emocji. Cóż, przyznam się, że miło się rozczarowałam. 

Książka zaczyna się Prologiem, w którym opisany jest jeden z jego groźniejszych wypadków. Moment uderzenia w niego rozpędzonych sań z kamerzystą, urywki dialogów, nikłe wspomnienia targanych nim emocji, ból i łzy. I znowu ta świadomość, że się udało. Żyje. Te dwie strony są tylko przedsmakiem, jak i również intrygującą zapowiedzią kolejnych rozdziałów.

Pierwsze słowa "Mój pradziadek Walter Smiles" sugerują, że aby zrozumieć pewne działania, spostrzeganie świata i poglądy autora, należy sięgnąć do jego korzeni. Członków jego rodziny cechowała praktyczność, ambicja, stanowczość i dbanie o rodzinę, które odziedziczył Bear. Od dziecka wyróżniał się samodzielnością, nietuzinkowością i dziwacznymi pomysłami. Ukochał podróże i góry ponad wszystko. Uwielbiał wędrować po nich wraz ze swoim ojcem, który zaszczepił w nim namiętność do Mount Everestu. Udało mu się spełnić to marzenie, 26 maja 1998 roku, jako najmłodszy Brytyjczyk, który zdobył Dach Świata. Było to niebywałe osiągnięcie, zwłaszcza, że jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej, niewiele osób wierzyło, że znów będzie mógł chodzić. Półtora roku wcześniej, w Afryce podczas nieudanego skoku spadochronowego, złamał trzy kręgi w kręgosłupie piersiowym. Długa i żmudna rehabilitacja oraz niewątpliwa siła woli i charakteru pozwoliły mu wrócić do sprawności. 

Jego historia w wielu miejscach wydaje się być tak nieprawdopodobna, że nieraz zastanawiałam się - jak to możliwe, że człowiek nie mający jeszcze czterdziestki, zdołał przeżyć w swoim życiu aż tyle. Beztroskie, wypełnione miłością rodziców i wędrówkami po górach dzieciństwo, studia w Eaton, poszukiwanie zrozumienia w wierze i Bogu, list od Matki Teresy z Kalkuty, służba w 21 pułku SAS, związane z tym wyrzeczenia i niejednokrotnie nasuwające się chwile zwątpienia. Ból, łzy. Radość i satysfakcja z osiągnięć. Otarcie się o śmierć w Afryce. Zdobycie Mount Everestu. Ślub z kobietą życia i założenie rodziny. Barka mieszkalna na Tamizie i własna wyspa. Działalność skautowa.

Postanowił dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, kręcąc program Szkoła przetrwania. 8 sezonów, wypełnionych odcinkami, których nieraz nie da się oglądać, choćby przy śniadaniu. Surowe mięso? Larwy? Woda wyciśnięta z odchodów słonia? Nocowanie w pozbawionym wnętrzności wielbłądzie? Nie ma rzeczy niemożliwych dla Beara Gryllsa.

Stał się idolem mojego dzieciństwa przez przypadkową "pustkę", jaką zastałam w telewizji jeszcze przed 11 rano. Wcześniej, program ten uwielbiał oglądać mój brat, ja zawsze się na niego wydzierałam, ilekroć widziałam pożerane przez Gryllsa "specjały". Wystarczył jeden odcinek. Zaraz potem poleciało osiem sezonów, każdy odcinek po kilka razy. To był mój osobisty, gimnazjalny bunt.

O książce dowiedziałam się przypadkowo, przeszukując stronę Empiku. A potem już nie mogłam o niej zapomnieć. Po szkole, kiedy tylko miałam więcej czasu do odjazdu autobusu powrotnego, biegłam przez Most Orląt Przemyskich do księgarni, zwaną Bosz. Długo szukałam, ale znalazłam. Na samym dnie jednego z regałów. Od tamtej pory, ilekroć miałam czas, przychodziłam do księgarni i ukradkiem czytywałam kolejne strony. Przez to, zakochiwałam się w tej autobiografii jeszcze bardziej.
Przed Bożym Narodzeniem powiedziałam w końcu dość - muszę ją mieć. Usiadłam na łóżku i otworzyłam swoją skarbonkę. Kolejne dwudziesto i pięćdziesięciogroszówki składałam w zgrabne kupki, aż uzbierałam wystarczającą sumę. Potem, dość niemiła wizyta na poczcie, wymiana i śmig, do Bosza. Kiedy już ją do siebie przytuliłam, byłam szczęśliwa, że te półtoraroczne zbieranie drobniaków nie zmarnowało się na byle co. Bo ta książka to nie jest byle co. Pochłonęłam ją w półtorej dnia, co w tamtych czasach było moim największym osiągnięciem. 110 rozdziałów minęło jak piękny sen i trudno było mi odłożyć ją na półkę, jako przeczytaną.

Ale wracam do niej ilekroć zwątpię w swoje marzenia. Bo dzięki tej książce nauczyłam się, że nie można z nich rezygnować. Mimo wielu przeciwności i kłód rzucanych pod nogi. Każde marzenie jest tego warte i to była najcenniejsza lekcja, jaką otrzymałam.

9/10 

Tytuł: Kurz, pot i łzy. Autobiografia
Autor: Bear Grylls
Wydawnictwo: Pascal
rok wydania: 2011
okładka: twarda
liczba stron: 410 

Brak komentarzy: