Czterdziestoletnia Mia Hayes, nazywana Królikiem trafia do hospicjum, gdzie ma dobiec końca jej kilkuletnia walka z rakiem. Wokół niej gromadzi się jej rodzina: rodzice, którzy nijak nie mogą pogodzić się z odejściem ich najmłodszej córki, siostra mająca na głowie czwórkę synów, każdy zna swój sposób oryginalny, brat - gwiazda muzyki, kosztujący artystycznego życia za oceanem, przyjaciele z dawnych lat i jej dwunastoletnia córka, Juliet. Wszyscy wspominają, plotkują, kłócą się, płaczą i śmieją, starając się zagłuszyć w sobie myśl o nadchodzącej śmierci, a Królik wspomina swoją dawną miłość, Johny'ego, z którym na nadzieję wkrótce się spotkać.



Książka opowiada historię ostatnich dziewięciu dni życia Mii. Chyba pierwszy raz od dawna naumyślnie chciałam zatrzymać ten czas. To powieść o umieraniu, jego istocie, bólu i cierpieniu, których jest przyczyną, ale również i oczekiwaniach względem śmierci. W jaki sposób myśli osoba chora, jej bliscy, w jaki sposób godzą się na to. To bardzo trudne i złożone zagadnienie, z którego trudno jest stworzyć dobrą, nieprzesadzoną powieść. Pani Annie McPartlin się udało.

Autorka dysponuje wspaniałym piórem, niesamowicie lekkim, potrafi umiejętnie rozbawić i wzruszyć. Historia ta - bazująca również na autentycznych wydarzeniach - została świetnie przedstawiona, przez co McPartlin zyskała całe moje (wciąż płaczące) serce. Książkę czyta się łatwo, choć nie zawsze przyjemnie, bo - trudno jest powiedzieć o przyjemności czytania, kiedy w miarę zagłębiania się w treść, zyskujesz coraz większą świadomość tego, że twój ulubiony bohater umrze. Diagnoza jest jednoznaczna, szanse praktycznie znikome, cudownego leku nie wynaleziono... Rzadko zdarza mi się tak emocjonalnie związać się z postaciami fikcyjnymi. Moją szczególną sympatię zyskała Molly - matka Mii, bluzgająca na prawo i lewo wojowniczka, dla której słowo "poddać się" nie istnieje w żadnym słowniku. Od momentu, kiedy się pojawiła stała się moją ulubienicą ze względu na podobieństwo naszych charakterów.

Wątek miłości Królika i Johny'ego, bohaterów na swój sposób tragicznych, to jeden z piękniejszych, o jakich czytałam. Miłość, która zrodziła się z prawdziwej przyjaźni, rozłączyła śmierć. Ale to właśnie śmierć jest teraz w stanie połączyć zakochanych na nowo. W nowym, lepszym i szczęśliwszym miejscu. Gdziekolwiek się ono znajduje.

Bałam się końcówki tej książki, bo nienawidzę tego uczucia, gdy umiera ukochany bohater. Ostatni rozdział wywołał we mnie potok łez, choć wcale nie powinien smucić - Mia i John spotkali się. Spełniło się jej największe marzenie.

Chciałabym podzielić się słowami swojego zachwytu, ale mam wrażenie, że chyba bym je tylko powieliła. Nie spotkałam jeszcze osoby, której Ostatnie dni Królika nie przypadły do gustu. To chyba jest wystarczającym dowodem na doskonałość tej powieści. Polecam całym sercem i z całego serca.

10/10

Tytuł: Ostatnie dni Królika
Autor: Anna McPartlin
Wydawnictwo: HarperCollins
okładka: miękka
liczba stron: 400

Brak komentarzy: